historia poborowi z chelmka

Losy mieszkańców
The fate of Chełmek’s residents

Poborowi z Chełmka przed wyjazdem do wojska, lata 30. W tle bydynek obecnego MOKSiR-u.

Prezentujemy Państwu wybór materiałów  ukazujących  wspomnienia, refleksje, często niezwykłe i dramatyczne przeżycia mieszkańców naszej gminy. Pochodzące z różnych źródeł przekazy pozwalają nam odczuć i zrozumieć historię i specyfikę naszych okolic. Z takiej perspektywy łatwiej spoglądać na dzisiejszy Chełmek i  budować wizję  przyszłość.
Oczywiście gorąco zapraszamy do nadsyłania tekstów. Czekamy na opisy i relacje związane z najnowszą emigracją. (e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)


The recruits from Chełmek prior to joining the army, 1930's. In the background - the current MOKSiR building.

We present you with a selection of materials depicting memories, reflections, often unusual and dramatic experiences of the residents of our municipality. The accounts from various sources allow us to feel and understand the history and uniqueness of our region. From such a perspective it is easier to look at Chełmek today and to build a vision of the future.
Of course we kindly invite you to send us your texts. We are waiting for descriptions and accounts connected with the most recent migration. (e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.)


Pactwowie
Wspomnienia T.Remsaka
Tadeusz Siekiera - życiorys niecodzienny
Antonina i Piotr Ptasińscy - prawie wiek cały
Alojzy Mucha - wspomnienie
Wspomnienie o Adamie Matyji
Edward Remer "Wspomnienia z działalności POW" „Echo Chełmka” nr 34, 11 sierpnia 1935
Tajemniczy kufer /Przełom 36/2010/
"Odszedłem z KS Chełmek, bo byłem z Chełmka" - wywiad z Janem Ptasińskim, PRZEŁOM nr 45, 10 XI 2015
"Mehl - najbardziej znane nazwisko żydowskie"
Adolf Sonnenschein, żołnierz zapomniany.

 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wojenne zdarzenie Miłosza Koraba, absolwenta „Batowskiej Szkoły Pracy”

milosz korab modul 11 20

Wojenne zdarzenie Miłosza Koraba, absolwenta „Batowskiej Szkoły Pracy”
Dzięki relacji inż. Ludwika Gabesama, syna zasłużonego dla Chełmka prezesa Aloisa Gabesama, zachowała się niezwykła wojenna historia Miłosza Koraba. Inż. Gabesam przesłał ją w latach dziewięćdziesiątych do chełmeckiego Klubu Idei Baty. Lit został przetłumaczony z języka czeskiego przez Romana Liszkę i znalazł się w zbiorach MOKSiR. Opisane w nim wojenne zdarzenie Koraba wydaje się być idealnym potwierdzeniem batowskiej sentencji „Jesteśmy jedną rodziną". Bohater opowieści urodził się na Wołyniu w kolonii czeskich osadników. Dzięki ojcu perfekcyjnie posługiwał się językiem południowych sąsiadów, a matka zaszczepiła w nim miłość do Polski. W 1932 roku został przyjęty do szkoły pracy w Zlinie. Po ukończeniu nauki w 1935 roku rozpoczął pracę w fabryce w Chełmku. Został zatrudniony w biurze wydziału 700 i był obiecującym kandydatem na kierownicze stanowisko. W sierpniu 1939 roku otrzymał kartę mobilizacyjną i 1 września wyruszył na front. Jak większość polskich obywateli, był przekonany,  że nasza armia jest niezwyciężona i szybko odeprze niemiecką agresję. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Po kilku potyczkach  z napierającymi niemieckimi oddziałami, pułk w którym służył Korab został rozbity i uległ rozproszeniu. Wraz ze swoja kompanią, dowodzoną przez oficera w stopniu kapitana, postanowili wycofywać się na wschód. 18 września z meldunku radiowego dowiedzieli się, że Armia Czerwona wkroczyła dzień wcześniej na terytorium Polski. Wobec beznadziejnej sytuacji, dowódca kompani wydał rozkaz demobilizacji oddziału. Nakazał zabezpieczyć i zakopać broń i unikając kontaktu z wrogiem, wracać do domów. Miłosz Korab, wraz z dwoma kolegami, postanowił wyruszyć w kierunku zachodnim. Ich odwrót szybko udaremnił napotkany niemiecki oddział. Zostali aresztowani i jako jeńcy wojenni mieli być doprowadzeni do pobliskiego miasta, gdzie tworzono punkt zborny pojmanych polskich żołnierzy. W trakcie rewizji Niemcy w plecaku Koraba znaleźli aparat fotograficzny. Reakcja okupantów była natychmiastowa, a los posiadacza aparatu wydawał się być przesądzony. Pojmanie szpiega lub cień podejrzenia o szpiegostwo w warunkach frontowych był pewnym wyrokiem śmierci. Oberleutnant rozkazał uwięzić kolegów Koraba, a jego rozstrzelać na miejscu. Obecnemu przy rewizji obergefreiterowi rozkazał, by wziął trzech żołnierzy i przeprowadził egzekucję. Nieszczęśnika wyprowadzono na odległość około 20 m, kazano rozebrać płaszcza i bluzę. Wtedy z kieszeni munduru wypadło kilka fotografii. Na jednej z nich był Korab w mundurze ucznia „Batowskiej Szkoły Pracy” w Zlinie. Obergefreiter podniósł z ziemi zdjęcie i długo i z uwagą je oglądał. Wreszcie zapytał Koraba po czesku, czy pracował w firmie Bata. Na to on, również po czesku wyjaśnił, że był wychowankiem Batowskiej Szkoły Pracy, a po jej ukończeniu, pracował w Chełmku w fabryce Polskiej Spółki Obuwia „Bata". Obergefreiter odrzekł mu, że on też był kiedyś wychowankiem tej szkoły, a potem kierownikiem batowskiego sklepu w okolicach czeskiej Opawy. Po przyłączeniu rejonu Sudetów do III Rzeszy został wcielony do niemieckiej armii.
Po tym nieoczekiwanym zdarzeniu, były kierownik sklepu rozkazał podwładnym pilnować jeńca, sam udał się do oberleutnanta i długo przekonywał dowódcę, by okazać łaskę skazańcowi.
Z początku sytuacja wydawała się beznadziejna, dowódca ignorował wszelkie argumenty i ponawiał rozkaz wykonania egzekucji. Wreszcie pod naporem nieustępliwego obergefreitera, machnął ręką i nakazał, by fotograf dołączył do kolumny jeńców. Ocalenie od śmierci Korab zawdzięczał wielkiemu szczęściu, pomyślnemu zbiegowi okoliczności, a przede wszystkim batowskiej solidarności. Słusznie wskazuje inż. Ludwik Gabesam, że często powtarzana myśl Tomasza Barty „jesteśmy jedną rodziną" znalazła bardzo wymowne potwierdzenie. Możliwe, że już nigdy nie poznamy dalszych losów absolwentów służących we wrogich sobie armiach. Warto z tej historii zapamiętać, jak ważna jest zawodowa, a ponad wszystko ludzka przyzwoitość.

milosz korab 11 20

Uczniowie Szkoły Pracy w Zlinie z terenów Polski, rok 1934 – od prawej Jan Szafrański, Marian Kowalski, Franciszek Oprych, Emil Berger, Leon Studnia, Władysław Piechota, Jan Szymański, Berek Aherman, Józef Balon, Kazimierz Wielokwiak, Jerzy Kochert, Eugeniusz Parcer, Jerzy Momentosz, Jan Rejman, Hubert Krystianes, Miłosz Korab, Herbert Borowski, Władysław Kaśnicz, Jan Hajduczek, Włodzimierz Mensĩk, Paweł Derda, Wacław Palla, Bronisław Piątkowski, Henryk Polywda, Alfred Kozupalla, Roman Liszka.
Fotografia została przekazana do zbiorów MOKSiR w Chełmku przez Klub Idei Baty. Jak wynika z adnotacji widniejącej na odwrocie, w 1983 przesłała przekazana Romanowi Liszce przez Helenę Gabesam.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pracowałem u Baty

"Wspomnienia absolwentów Batowskiej Szkoły Pracy" zaczerpnięto z broszury "10 lat Stowarzyszenia Klubu Idei Tomasza Baty w Chełmku" wydanej przez Klub Idei Tomasza Baty i MOKSIR w Chełmku - listopad 2003r.

Julian Laufer
Życiorys najstarszego członka Klubu
          Najstarszy członek naszego Klubu, były pracownik firmy Bata, pan Julian Laufer przysłał niedawno na ręce prezesa Henryka Pisarka list, który jest tak ciekawy, że obszerne jego fragmenty publikujemy w jubileuszowym wydaniu naszej kroniki klubowej. Pan Julian Laufer pisze tak:
          Szanowny Kolego Przewodniczący Klubu Idei Tomasza Baty!
Zapewne będzie Pan mile zaskoczony moim listem. Otrzymuję od Was Biuletyny klubowe. Bóg zapłać! Czytam je z wielkim zainteresowaniem. Dzisiaj postanowiłem napisać kilka słów. Jestem we Francji od 53 lat, a jak Panu wiadomo liczę sobbie96 lat życia. Jak długo będę jeszcze żył to nie wiadomo. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.
       Moją karierę w firmie Bata rozpocząłem mając 30 lat. Zostałem zatrudniony jako dekorator w sklepie firmowym Bata w Tarnowie. Tam poznałem Leona Lewingera i braci Kahan. Po sześciu miesiącach praktyki przeniesiono mnie do sklepu w Jarosławiu. Tam otrzymałem informację, że niedługo dostanę nominację na kierownika sklepu. Po trzech miesiącach pracy zostałem  kierownikiem tego sklepu. Oprócz pracy w sklepie, udzielałem w miejscowej Szkole Handlowej lekcji o handlu. Po dwuletnim pobycie w Jarosławiu zostałem przeniesiony do Tarnopola i stamtąd do Stryja. Będąc w Tarnopolu otwarłem filie sklepów w Chomatowie i Zaleszczykach, a także potem w Bolechowie.
          Po wkroczeniu na tamte tereny wojsk sowieckich (po 17.09.1939)  zostałem mianowany kierownikiem bazy zaopatrzeniowej w Stryju i okolicy. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zostałem zmobilizowany, a później wzięty do niewoli przez żołnierzy węgierskich. Udało mi się zbiec i wróciłem do stryja. Tam byli już Niemcy. Podczas okupacji pracowałem na posterunku żandarmerii niemieckiej, gdzie pasłem konie i czyściłem auta i motocykle.
         Po zakończeniu wojny osiedliłem się w Bytomiu na Śląsku. Tam poznałem młoda kobietę z którą się ożeniłem. Zacząłem poszukiwać moich rodziców. Będąc w Warszawie wstąpiłem do Francuskiego Konsulatu, gdzie dowiedziałem się, że Ojciec i Matka zostali we Francji aresztowani i transportem zawiezieni do Oświęcimia, natomiast brat i siostra uciekli do Paryża (do nie okupowanej strefy) i żyją.
           Zlikwidowałem więc interes w Polsce i w styczniu 1949 wyjechałem do Paryża. Niestety władze polskie nie pozwoliły żonie pojechać ze mną. I tak byliśmy rozłączeni przez 8 lat. W Paryżu otworzyłem salon-pralnię i czyszczenie garderoby. Był to największy salon tego typu w stolicy Francji. Był to świetny interes. Zarobiłem na tym dużo pieniędzy. Żona urodziła mi trzech synów. Wszyscy zrobili duże kariery. Pierwszy z nich był dyrektorem w firmie Peugeot, niestety zmarł w wieku41 lat. Drugi syn jest inżynierem i pracuje w fabryce samolotów. Był przez 3 lata w USA w firmie Boening. Ma dwóch synów, starszy z nich ma na imię THOMAS, na moją prośbę dla uczczenia zmarłego Tomasza Baty. Trzeci syn ma obywatelstwo szwajcarskie. Ukończył szkołę zegarmistrzowską, ma własny zakład, produkuje szkielety zegarków markowych dla firmy Omega i innych.
       Ja poszedłem na emeryturę mając 72 lata i zacząłem podróżować po całym świecie. Władam płynnie pięcioma językami. Pobieram 5 rent: jedną z Polski i trzy z Francji. Od dwóch lat jestem chory i poruszam się po mieszkaniu za pomocą laski. Ale ciągle jeszcze mam poczucie humoru i jakieś zainteresowania typu hobby filatelistycznego, które uprawia, dla wypełnienia czasu.
      Nawiązałem z wami kontakt i chętnie go utrzymam. Teraz oczekuję od was odpowiedzi. Przesyłam pozdrowienia dla innych kolegów ii pozostaję z przyjacielskim uściskiem dłoni.
                                                                                                       Julian Laufer

Roman Liszka 
absolwent Batowskiej Szkoły
Moja przygoda życiowa z firmą "Bata"

    Z nazwą Bata spotkałem się pierwszy raz w roku 1930. miałem wtedy 12 lat. W powiatowym mieście Rybniku, przy pryncypialnej ulicy firma Bata otwarła sklep obuwniczy. Napis "Bata" był taki charakterystyczny:  kształt liter był bardzo zdecydowany, wyraźny, utrwalający się w pamięci. Sam sklep też robił duże wrażenie: porządek,  czystość, równo ułożone regały,  a w nich pudełka z obuwiem. No i to hasło "Nasz klient nasz pan".
    Moje drugie spotkanie było już bardziej osobiste. Było to w roku 1932, kiedy ukończyłem szkolę podstawową i był problem, co robić dalej. W Polsce (jak zresztą na całym świecie) był wielki kryzys gospodarczy. Rodzice daremnie czynili starania o ulokowanie mnie u jakiegoś rzemieślnika,, abym mógł  uczyć się zawodu. I wtedy, myślę, że  było to w połowie lipca 1932 roku- w batowskim sklepie pojawiła się wywieszka, że firma Bata przyjmuje młodych chłopców do szkoły obuwniczej w Zlinie, do nauki zawodu. Uprosiłem ojca, aby poszedł mnie zgłosić. Zrobiliśmy to na drugi dzień. Ku mojej wielkiej radości kierownik sklepu, po przeegzaminowaniu mnie z wiadomości szkolnych, oznajmił, że zostałem zgłoszony do centrali firmy jako kandydat do szkoły.
      Po kilku dniach oczekiwania była już informacja, że moja kandydatura została przyjęta, i że należy czynić starania o uzyskanie dokumentów na wyjazd. Trwało to 3 miesiące. W tym czasie staż uczniowski w sklepie w Rybniku i zapoznałem się z wszystkimi czynnościami związanymi ze sprzedażą obuwia. Aha! Muszę dodać, że w podobnym trybie był przyjęty jeszcze drugi kandydat do szkoły, mianowicie Emil Berger.
        Nasz wyjazd do Zlina nastąpił w dniu 7 listopada 1932 r. Był deszczowy, wietrzny i zimny listopadowy wieczór, kiedy o zmierzchu przyjechaliśmy do celu: miasta, które na kilka lat miało stać się moim nowym domem. Na stacji kolejowej poinformowano nas, jak trafić do internatu.
       Po przybyciu do internatu skierowano nas do 11 zastępu, w którym wychowawcą był p. Radomir Nitsche.  Dostaliśmy przydział do sal mieszkalnych, gdzie było po 20 osób. Większość z nich stanowili Czesi. Nas Polaków było wtedy w całej szkole 244 osoby, którzy przybyli z różnych miast Polski.
    Po załatwieniu formalności i przyjęciu do szkoły i zakładu, zostałem skierowany do warsztatu szkolnego, gdzie zapoznawałem się z różnymi czynnościami, które trzeba było wykonywać przy obuwiu. Tutaj było tempo raczej powolne i wykonywanie czynności nie nastręczało trudności. Potem, po kilku dniach, byłem skierowany do pracy w normalnym oddziale produkcyjnym, gdzie plan dzienny wynosił1000 par i tempo było bardzo szybkie. Trzeba było dobrze się "nauwijać", aby z wykonaniem czynności nadążyć przy szybko przesuwającej się taśmie produkcyjnej.
       Każdy z tych zespołów posiadał komplet potrzebnych maszyn do wykonywania wszystkich operacji. Maszyny te były obsługiwane przez wybitnych fachowców w określonej specjalności. Ja widziałem w tym swoją dodatkową szansę podpatrzenia niektórych specjalistów do uzupełnienia swoich  umiejętności w zakresie  mechanicznego wykonania obuwia. Z szansy tej korzystałem jak tylko miałem trochę czasu. Dało to pozytywne efekty już w maju 1935, bo zdobyłem nagrodę w konkursie na samodzielne wykonanie obuwia.
       W połowie roku 1935 zaistniały pewne sprzeczności między rządami Polski i Czechosłowacji, które spowodowały, że Polacy musieli opuścić terytorium Czechosłowacji. Starsi koledzy, mający już ukończone 18 lat wyjechali do Chełmka, a sześciu z nas w wieku poniżej 18 lat wysłano Borowa w Jugosławii z zamiarem "przeczekania" sytuacji i ponownej kontynuacji nauki w Zlinie, po ustaniu wspomnianych sprzeczności.
        Praca w Borowie, gdzie pracowałem ponad pół roku, przysporzyła mi nowych doświadczeń szkoleniowych, poznałem nowych ludzi, nowy język, zapoznałem się też ze zwyczajami i kulturą narodów Jugosławii. W lutym 1936 roku wróciłem do Zlina i w dalszym ciągu specjalizowałem się w modelowaniu.
            Jesienią 1938 r., po zakończeniu szkolenia, przyjechałem do Chełmka i zająłem się organizowaniem modelarni. Tak było do tragicznego września 1939r. kiedy wybuchła wojna i nastąpiła ewakuacja chełmeckiego zakładu. Po  powrocie z wojennej tułaczki zatrudniłem się w Chełmku w charakterze modelarza, bowiem kierownikiem modelarni został modelarz niemiecki. W październiku 1940 roku przeniosłem się do Zakładu Baty w Radomiu i zorganizowałem tam modelarnię, w której pracowałem do końca 1944,, po czym wróciłem Chełmka.
  W roku 1951 ówczesny CZPS powierzył mi zorganizowanie Centralnego Biura Fabrykacji, które  potem zostało przemianowane na Branżowe Laboratorium Przemysłu Obuwniczego. Potem, kiedy BLPO zostało przeniesione do Krakowa, zdecydowałem się pozostać w Chełmku i podjąć pracę w PZPS "Chełmek" w komórce projektowania wzorów obuwia. Tutaj pracowałem do mojej emerytury. Równocześnie od roku 1946 zaangażowałem się w szkolnictwie, w Zakładowej Szkole Zawodowej, a następnie również  w Technikum Przemysłu Skórzanego w Chełmku.
      Dzisiaj, kiedy z perspektywy 70 lat rozważam moją życiową przygodę z firmą Bata-  jako wierzący-nasuwa mi się myśl o nieustannym oddziaływaniu Opatrzności Bożej nad moimi poczynaniami, bowiem w roku 1932 zostałem wyróżniony spośród wielu kandydatów przyjęciem do najlepszej szkoły, jaką sobie było można życzyć, do "Batowskiej Szkoły Pracy". Potem zostałem wyznaczony do nauki takiej specjalizacji, która w produkcji obuwia należała do profesji wyróżnionych wręcz nobilitujących.
    Dzięki opanowaniu umiejętności nabytych w Szkole stałem  się dość znaczącym członkiem batowskiej rodziny, po  przybyciu do zakładu  w Chełmku. tragiczna wojna przekreśliła możliwość dalszego rozwoju mojej drogi życiowej w firmie Bata. Ale po wojnie- w  odmiennych- co prawda warunkach, moja specjalizacja została dostrzeżona i wykorzystana zarówno w polskim przemyśle obuwniczym, jak i w szkoleniu  w miejscowym Technikum. Przeszkoliłem ponad 1000 młodych  ludzi, z zakresu rysunku i modelowania. Niektórzy z moich uczniów zostali wierni obuwnictwu, z czego się bardzo cieszę.
        Sprawując odpowiedzialną funkcję głównego konstruktora w polskim przemyśle, miałem możliwość podróżowania do światowych ośrodków mody obuwniczej. Majątku nie zdobyłem, ale moim bogactwem są przyjaciele w Polsce, w Czechach, w Słowacji, we Francji, w Niemczech, w Kanadzie- których poznałem w Szkole. Do dzisiaj utrzymuję z nimi kontakty korespondencyjne, a także osobiste, co wzbogaca moje życie.

 

Alojzy Mucha
Wspomnienia Alojzego Muchy-jednego z najstarszych członków Klubu
   Wspomnienie rozpocznę od okresu poprzedzającego uczęszczanie do Batowskiej Szkoły Pracy. Wiosną 19331 roku kończyłem czwartą klasę szkoły wydziałowej. Wówczas zakłady Bata w Zlinie ogłosiły nabór młodych mężczyzn do Batowskiej Szkoły Pracy. Zgłosiłem swój udział do egzaminu wstępnego, który był warunkiem  przyjęcia  do szkoły. Egzamin trwał 3 dni i polegał głównie na rozwiązywaniu testów psychotechnicznych. Egzamin zdałem pomyślnie i dnia 1 września 1931 roku przyjęty zostałem do tej szkoły.
      W tym roku przyjęta została do tej szkoły rekordowo duża ilość 1500 młodych mężczyzn. Była to trzyletnia szkoła zawodowa. Zakwaterowany zostałem  w nowo wybudowanym internacie, w którym wszystko pachniało świeżością. Dla tak dużej ilości nowo przyjętych, wybudowano w rekordowo, krótkim czasie kilka internatów. Po drugiej stronie ulicy wybudowano w okresie późniejszym kilka internatów dla dziewcząt. W ten sposób powstało miasteczko młodych.
 Byliśmy zgrupowani w 120 osobowych zastępach (po czesku "taborach"). Każdy z zastępców posiadał wychowawcę  - opiekunkę z przygotowaniem pedagogicznym. Pełnił on w pewnym sensie rolę rodzica. Poznawał charakter każdego podopiecznego i pod tym, kontem starał się o jego jak najlepsze wychowanie. Interesował się każdym także poza internatem, w miejscu pracy i w szkole. Polegało to na bieżącym śledzeniu postępów w pracy i w szkole. Przydzielony zostałem do 12-go zastępu, w którym naszym wychowawcą był pan Arnost Horak.
 Przedstawienie i przygotowanie się do nowych warunków życia nie było dla 15 -letniego młodzieńca łatwe i wymagało sporego samozaparcia. Warunki te uległy znacznemu przeobrażeniu i różniły się od domowych. Nie byliśmy rozpieszczani.
 Obowiązywała dyscyplina rzec można półwojskowa. Oto kilka punktów obowiązującego regulaminu: rano pobudka, następnie gimnastyka na wolnym powietrzu, kosmetyka osobista, ścielenia łóżek, ogólne sprzątanie pokoju. Porządek w pokojach był punktowany do konkursu w skali miesiąca. Cisza nocna obowiązywała od 22.00 do 6.00. Obowiązywał zakaz palenia papierosów i picia alkoholu.
 W szkole, oprócz przedmiotów ogólnych i zawodowych, uczono języków obcych: niemieckiego i angielskiego. Oprócz ocen nauczania w szkole oceniane były także praca w fabryce i sprawowanie w internacie. Oceny wpisywane były do świadectwa. W fabryce ocenie podlegały: pilność, jakość wykonywanej pracy, uzdolnienie i odpowiedzialność - w internacie czystość, zmysł dla porządku i gospodarność. Do szkoły uczęszczałem po prac w godzinach wieczorowych od 18.00 - 20.30 oraz w soboty przed południem ( sobota była dniem wolnym od pracy).
 W zakładzie skierowany zostałem, podobnie jak każdy młody mężczyzna, do pracy w warsztacie szkolnym montażu obuwia. Praca w zakładzie trwa 8 godzin z dwugodzinną przerwą obiadową. Każdy przyjęty do szkoły pracy rozpoczynał od produkcji obuwia, bez względu na to, na jakim stanowisku miał ewentualnie w przyszłości pracować. Znajomość fachu obuwniczego była bardzo pomocna przy wykonaniu w przyszłości obowiązków.
 W warsztatach szkolnych montaż obuwia pod okiem fachowych instruktorów nauczyłem się różnych czynności montażu obuwia - na początku były to czynność proste, stopniowo coraz trudniejsze. Pracowałem także w kilku warsztatach montażowych na różnych stanowiskach, był to "najtrwalszy" okres w moim życiu.
 W zakładzie obowiązywał tygodniowy cykl wypłacania wynagrodzeń. Gospodarowanie zarobionymi pieniędzmi należało również do wychowania w internacie. Ocenienie było przez wychowawców i wpisywane do świadectwa. Po pierwszej wpłacie otrzymałem książeczkę rozliczeń wynagrodzenia na okres roku tj. 52 tygodni - równy ilości wypłat. Rozliczenie polegało na podziale wydatków na wyżywienie, usługi, środki dla higieny osobistej, kieszonkowe i inne. Ewentualną nadwyżkę nad wydatkami odkładano mi na konto osobiste w zakładzie, oprocentowane w wysokości 10%. Pieniądze z konta przeznaczone były przeważnie na dokonywanie zakupu kosztowanych przedmiotów.
  W trzecim roku pobytu w szkole rozpoczął się dla mnie okres zmiany pracy, mający na celu poszerzone wiadomości także z innych dziedzin. Wszelkie zmiany podczas uczęszczania do szkoły były inicjowane przez wychowawcę, który posiadał rozeznanie odnośnie zdolności swoich podopiecznych, a także znał zapotrzebowanie na kadrę w poszczególnych komórkach zakładu.
 Najpierw rozpoczęłam pracę w dziale sprzedaży - trwała ona kilka miesięcy. Związana była z działalnością sklepów fabrycznych Baty na terenie CSAR. Podlegała ona na kontroli sprzedaży i zapasów obuwia w sklepach, przeprowadzanej na podstawie tygodniowych sprawozdań, sporządzonych przez kierowników sklepów. Wyniki kontroli przekazywałem kierownikom rejonów do dalszego wykorzystania. W okresie nasilenia zakupów przedświątecznych w grudniu 1933 roku skierowany zostałem do pomocy w charakterze sprzedawcy w domu towarowym należącym do zakładu.
 Następnym zajęciem była praca w laboratorium kontroli produkcji obuwia i środków do jego produkcji. Pracowałem tam do ukończenia szkoły w czerwcu 1934 roku- kiedy otrzymałem świadectwo jej ukończenia. W owych czasach obowiązywało absolwentów tej szkoły zdanie egzaminu przed Komisją Cechu Obuwników Obuwników w Zlinie. Egzamin polegał na sprawdzeniu wiadomości teoretycznych, teoretycznych także na samodzielnym wykonaniu "sztuki", w tym przypadku par obuwia. Egzamin zdałem, na dowód czego otrzymałem świadectwo czeladnika w profesji obuwnik przemysłowy.
 Okres pobytu w szkole nie był wypełniony tylko nauką i pracą, Wolny czas, poza nauką i szkoła, wypełniony był ciekawym programem rekreacyjnym. Były to zawody sportowe o mistrzostwo internatu w różnych dyscyplinach sportowych, wycieczki krajoznawcze, odczyty, filmy itp. W trzecim roku organizowane były kursy tańca towarzyskiego pod kierunkiem zawodowych nauczycieli tańca. W ramach tej nauki uczono nas także towarzyskiego ABC. Partnerkami  w nauce były dziewczęta z żeńskich internatów - szkolenie odbywało się pod okiem wychowawców.
 Po ukończeniu szkoły stałem się absolwentem szkoły Baty ( ABŚ). Zamieszkałem w innym internacie, przeznaczonym dla absolwentów. Obowiązujące tam reguły były nieco łagodniejsze w porównaniu z internatem szkolnym. Mieliśmy również opiekuna, którym był pan Fr. Bendl. Opiekował się on całym internatem. Jego zdaniem sprowadza się do opiekuństwa i doradztwa.
 W lipcu 1934 roku przeniesiony zostałem do pracy w Instytucie Badawczym Garbarstwa w Otrokowicach, gdzie przepracowałem rok. Instytut powstał w nowobudowanym zakładzie w Otrowicach, głownie dla uruchomionej tam garbarni skór, przeniesionej tam głównie ze względu na niedostatek wody z Zlinie, której zużycie w garbarstwie jest duże. Nowy zakład obejmował, poza wymienionymi, także produkcje wyrobów chemicznych, tkanin, tektur, wtórnej skóry i wyrobów potrzebnych do produkcji obuwia. Zadaniem Instytutu było prowadzenie prac badawczych  z zakresu garbowania skór oraz opracowanie technologii produkcji środków do garbowania skór oraz technologii produkcji środków do garbowania skór, które zamierzano produkować. W Instytucie zatrudniono kilka laborantów dla przeprowadzenia analizy nowych środków opracowanych tamże, a także dla kontroli procesów garbowania.
 W połowie roku 1935 przeniesiony zostałem do pracy e laboratorium wyrobów gumowych, uczęszczając równocześnie na szkolenie z zakresu chemii wyrobów gumowych. W nowowybudowanym w tym czasie przez Batę w jego zagranicznych fabrykach, produkcję rozpoczynana zazwyczaj od budowy całogumowego i tekstylno-gumowego. W związku z tym w fabrykach tych wystąpiło zapotrzebowanie na fachowców od tej produkcji. Tak było także  w Chełmku. W związku z tym utworzono grupę absolwentów pracujących w laboratoriach, laboratoriach celu przygotowania ich do pracy. Do tej grupy zostałem również włączony, jako przygotowujący się do objęcia pracy w Chełmku. W laboratorium tym pracowałem do grudnia 1936 roku.
 Po podjęciu pracy w Chełmku, moim zadaniem było zorganizowanie laboratorium, którego tam nie było. Potrzebne maszyny i urządzenia dostarczyła centrala ze Zlina, natomiast aparatura była krajowa. W początkowym okresie laboratorium służyło do obsługi produkcji wyrobów gumowych, w późniejszym okresie zostało przekształcone w laboratorium zakładowe i objęło swoją działalnością także produkcje obuwia skórzanego.
 W marcu 1939 roku powołany zostałem do odbycia zasadniczej służby wojskowej w 23 p.p. w Włodzimierzu Wołyńskim. Po zakończeniu działań wojennych powróciłem w połowie października do Chełmka. Podjąłem pracę w zakładzie w Chełmku. Pracowałem w gumowni jako pracownik fizyczny. Na moje stanowisko w laboratorium został przyjęty Niemiec.
 Po wyzwoleniu (25 stycznia 1945) nadal pracowałem w Chełmku. Do roku 1950 pełniłem funkcję kierownika produkcji wydziału wyborów gumowych. Dla zmniejszenia obciążenia dyrektora technicznego oraz konieczności zwiększenia nadzoru  nad produkcją , również na drugiej zmianie, utworzono stanowiska  asystenta produkcji . Na tym stanowisku pracowałem w latach 1951 - 1956. W 1955 roku uczestniczyłem w uruchamianiu nowego zakładu w Nowym Targu.
 W 1953 roku otrzymałem Nagrodę Państwową zespołową III stopnia w dziedzinie postępu technicznego za opracowanie, przygotowanie i wprowadzenie do produkcji gumy podeszwowej mikrokomórkowej. W 1959 roku ukończyłem zaocznie naukę w Technikum Przemysłu Gumowego w Poznaniu, uzyskując tytuł zawodowego technika - technologów gumowych.         
   W latach 1957-1960 pełniłem funkcję głównego inżyniera ruchu. W latach 1961-1972 kierowałem pracą wydziału przygotowania produkcji. W 1966 powierzono mi funkcję zastępy dyrektora ds. produkcji. Do roku 1966 w zasięgu mojego działania były zagadnienia produkcyjne całego kombinatu łącznie z garbarniami. W tym roku utworzono stanowisko zastępcy dyrektora ds. garbarstwa  i wówczas sprawy garbarstwa przeszły pod jego kierownictwo. Funkcję zastępcy dyrektora pełniłem do jesieni 1974r.
 W roku 1974 przekształcono wydział przygotowania produkcji w zakład badawczo - rozwojowy, którego zostałem kierownikiem. Funkcję te pełniłem do przejścia na emeryturę w 1981 r. Po przejściu na emeryturę zatrudniony zostałem nadal w zakładzie na stanowisku asystenta dyrektora w niepełnym wymiarze czasu. Zatrudnienie w zakładzie zakończyłem w 1991 roku. Od chwili założenia w 1994 roku jestem członkiem Klubu Idei Tomasza Baty w Chełmku.   


 
Józef Balon
Spotkanie z szefem 30 tysięcznej załogi Zakładów Obuwia w Zlinie p. Janem Batą w roku 1936 - refleksje kol. Józefa Balona
 Miało to miejsce ... w czasie przeprawy obiadowej przed jadalnią fabryczną. Szef przysiadł się na trawniku do naszej grupy pracowników, w której i ja byłem. Wypytywał nas o cenę obiadu i jego smaku, o warunkach pracy w zakładzie.
 Jeden z pracowników walcowni gumy pożalił się, ze w okresie upałów znajdujące się prysznice w hali nie wystarczają dla wszystkich. Szef po krótkiej dyskusji, polecił swojemu szefowi opracować dokumentację i wybudować w krótkim czasie przed halą gumownie kabiny z natryskami. Ja po tygodniu po tym spotkaniu, poszedłem pod halę gumowni i zobaczyłem rząd wybudowanych, drewnianych kabin z natryskami.
 Fakt ten utwierdził mnie w przekonaniu, że szef i kierownictwo wymaga dobrze wykonanej pracy, ale też wsłuchuje się i realizuje słuszne wnioski załogi. To spotkanie ... było wskazówkę w mojej pracy, ze indywidualne rozmowy z pracownikami na temat ich dojazdu do pracy, warunków bytowania, warunków pracy - konsolidowały nas i przyniosło lepsze zrozumienie w trudnych sytuacjach w pracy
 Jakie cechy przywiązania do Firmy Bata wyniosłem z Batowskiej Szkoły Pracy w Zlinie
 A oto jeden z przykładów. Miało to miejsce pierwszego dnia wojny we wrześniu 1939 roku. Na apel A.Gabesama, prezesa wybudowanych zakładów obuwia w Chełmku, grupa absolwentów ze Zlina pod kierunkiem kol. K. Wachowiaka podjęła się ewakuacji Wisłą zakładowych galarów maszynami fabrycznymi. Maszyn te miały dojechać do nowobudującej się fabryki w Wólce Gołębskiej pod Puławami.
 Spław galarami  dla nieznanych zasad żeglowania, był pełen niespodzianek. Jeden z galarami na skutek działań wojennych został zatopiony, obok mostu w Gorzowie. Załoga galaru szczęśliwie dopłynęła do brzegu i dołączyła do następnych galarów. Celu na skutek załadowanych mostów nie osiągnięto. Wierność firm i wykazaniem się dużego poświęcenia cechowała nas wychowanków Batowskiej Szkoły Pracy.

 

Edmund Cholewa 
Motto moich wspomnień:
 "Podtrzymywać idee Tomasza Baty w życiu codziennym, a zwłaszcza pozostawione dobra materialne, duchowe i organizacje w Chełmku, Otnęcie, Radomiu i w innych ośrodkach garbarsko - obuwniczych naszefo kraju"
 Wspomnienia absolwenta Batowskiej Szkoły Pracy
Budowa fabryki obuwia w Chełmku na trudny okres międzywojenny, bo najtrudniejszy kryzys światowy. Dla ludności Chełmka i okolic było to szansą i jej ocaleniem przed dalszą bieda. Stopniowo następowały korzystne zmiany i ludzie stawiali sie zamożniejsi. Znikały w tych miejscowościach drewniane chałupy, które były kryte papą i słomą.
Wraz  budową i rozwojem fabryki następowało zapotrzebowanie na wykwalifikowaną kadrę pracowników. Dyrekcja werbowała młodych i zdolnych chłopców (14,15-letnich), wysyłając ich na kilkuletnie szkolenie do Batowskiej Szkoły Pracy w Zlinie. W roku 1935 zostałem i  ja wytypowany przez prezesa fabryki i skierowany do Czechosłowacji.
 Uczniowie rekrutowali się ze wszystkich zakładów obuwia Baty - z kraju i z zagranicy. Największą liczbę stanowili chłopcy i dziewczęta z Czech i Słowacji. Dziewczyny posiadały oddzielne internaty, szkoły,a nawet miejsce pracy i dyscyplin sportowe. Wszyscy uczniowie i uczennice musieli należeć do poszczególnych sesji wioślarkisch. Zajęcia sportowe odbywały się tylko w niedziele i w święta.  
 Każdy dzień był zajęty pracą i nauka w szkole, podobnie jak i soboty. Szkolenie, sposób wychowania w Batowskiej Szkole Pracy w Zlinie, stwarzały właściwie przygotowanie młodzieży do przyszłej pracy w fabryce i w życiu społecznym.
 Przygotowanie do odpowiedniej pracy przy określanej maszynie było bardzo ważne dla przyszłości ucznia i dla osób kierującym wyszkoleniem. W zakładzie prowadzono bieżącą kontrole jakości pracy, a przełożeni zwracali uwagę na wykonawstwo tej pracy. W szkole oprócz przekazywanej wiedzy teoretycznej dotyczącej zawody, zwracano również uwagę na wygląd zewnętrzny, zachowanie, dobór słownictwa itd. Ze względu na dużą liczbę mieszkańców w internatach (razem ok. 5000 osób), należało utrzymywać wzrokowy porządek w każdym miejscu oraz higienę osobistą. Stosowanie używek w postaci papierosów czy alkoholu było zupełnie zabronione pod rygorem wydalenia ze szkoły. Dlatego z tygodniowych wypłat trzeba się było dokładnie rozliczyć.
 Polska grupa uczniów w latach 1934 - 1938 liczyła ok. 100 osób, rozmieszczonych w różnych ośrodkach produkcyjnych, pomocniczych i administracyjnych, jak w garbarni, w oddziałach pomocniczych produkcji,
w oddziałach rozkrój skór, w oddziałach obróbki elementów, w montażach obuwia, w konstrukcji i modelowania obuwia, w przetwórstwie kauczuków naturalnych do produkcji obuwia, i w administracji.
  Ja początkowo praktykowałem w wytwórstwie obuwia gumowego, a następnie w garbarstwie. Dalsze umiejętności zdobywałem w Chełmku w rozkroju skór na cholewki i gospodarce skórami pod dobrą opieką kierownika Tusznickiego i mistrza B.Śniadka. Następnie będąc już mistrzem w uruchamianym zakładzie obuwia w Radomiu, a z kolei kierownikiem przygotowania produkcji obuwia, rozpocząłem studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Krakowie. Tą uczelnie ukończyłem będąc na stanowisku kierowniczym w Instytucie Przemysłu Skórzanego w Łodzi. Z kolei zostałem przeniesiony na stanowisko dyrektora technicznego w Centrum Zarządzania Przemysłu Skórzanego w Łodzi. Awans na dyrektora resortowego Ośrodka Informacji Naukowej, Technicznej i Ekonomicznej zobligował mnie do ukończenia studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk w dziedzinie informacji, kierownictwa i zarządzania.
 Będąc wykładowcą w Politechnice Świętokrzyskiej w Radomiu na wydziale obuwniczym oraz w Wyżej Szkole Sztuk Plastycznych na Wydziale Projektowania Obuwia i Odzieżyh uzyskałem stopień pracownika naukowego - adiunkta. Ponadto brałem czynny udział w rozruchu zakładach produkcyjnych obuwia takich, jak Chełmek, Otmęt, Radom, Nowy Targ, Warszawa, Łódź.
 Mój dorobek naukowy, techniczny i ekonomiczny obejmuje: opracowanie i wydanie książek technicznych zespołowo i osobiście, patenty i wynalazki, tłumaczenia z języków obcych oraz publikowanie wielu artykułów i referatów. W sumie przepracowałem 60 lat zaliczonych do emerytury oraz 8 lat na umowę-zlecenie. Przez cały okres aktywnej pracy starałem się wykorzystywać wiedzę, metody i idee zdobyte w Batowskiej Szakle Pracy, podnosząc jednocześnie swoje kwalifikacje, w celu przekazywania ich naszym następcom.
 W wyniku mojej ponad 60-letniej pracy i osiągnięć zawodowych, naukowych, społecznych, a także w ruchu oporu w czasie II wojny światowej, zostałem wyróżniony dyplomami, wpisami do ksiąg honorowych Ministerstwa Przemysłu Lekkiego, Rolnictwa, miasta Łodzi, związków zawodowych, sportowych, Naczelnej Organizacji Technicznej i Stowarzyszenia Włókienników Polskich oraz odznaki i krzyżem zasługi:
  srebrnym, złotym aż do Orderu Polonia Restituta - kawalerski 1984
  Krzyżem Armii Krajowej, Partyzancki, Walk o Niepodległość Narodową, Akcji Burza i za zasługi dla Komb. R.P. I BMP oraz Inwalidów Wojennych
  Odznaki za zasługi dla pracowników Przemysłu Lekkiego, Miasta Łodzi, Naczelnej Organizacji Technicznej i inne.
  Wpis do Księgi Zasłużonych Techników Miasta Łodzi
  tytuł Waterana Walk o Niepodległość Ojczyzny - patent Nr 47637 2 roku 2002


 
Jerzy Graczyk
Zycie i przebieg pracy zawodowej członka Klubu, grupy rzeszowskiej - Jerzego Graczyka
Urodziłem się 30 września 1928 r. w Koronowie, małym miasteczku niedaleko Bydgoszczy. Od roku 1932 moja rodzina zamieszkała w Chojnicach. Tam też uczęszczałem do szkoły podstawowej polskiej, a podczas okupacji do  szkoły 8-letniej niemieckiej, po ukończeniu, której zostałem zatrudniony jako 14 letni chłopiec w Elektrowni Miejskiej w Chojnicach. Do szkoły zawodowej uczęszczałem po pracy . Po wyzwoleniu mając już pewną podbudowę w zawodzie elektryka, pracowałem w różnych zakładach, doskonaląc swoje umiejętności w tym kierunku - od czeladnika aż do słuchacza Zaocznego Technikum w Katowicach na kierunku budowy maszyn elektrycznych.
 W roku  1955 podjąłem pracę w Bydgoskich Zakładach Obuwia "Kobra: w Bydgoszczy jako elektryk, a następnie pełniący obowiązki głównego energetyka. Zakład ten przechodził w tym okresie gruntowną reorganizację. Wprowadzał ją, pełniący wówczas funkcję głównego inżyniera zakładu, delegowany z Otmętu, znakomity fachowiec i przełożony, Reinhold Lasak.
 Pod jego namową zmieniłem zawód. Zostałem zatrudniony jako mistrz oddziału urządzeń produkcyjnych i równocześnie jako prowadzący zagadnienia związane z postępem technicznym. Zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę zaczynać wszystko prawie od nowa. Korzystałem więc z rad wybitnych fachowców, szczególnie z Chełmka, m.in  tych , których nazwiska bardzo często wymienia się w "Biuletynach" naszego Klubu. Wykorzystywałem dostępna literaturę fachową polską i niemiecką oraz materiały opracowane w bratnich zakładach.
 W roku 1960 rozszerzam zakres prowadzonego przez siebie oddziału. Powstaje zupełnie nowa jednostka organizacyjna w zakładzie - Oddział Technicznego Przygotowania, obejmująca całościowe zagadnienia dotyczące oddziału konstrukcyjnego i urządzeń produkcyjnych. Przez cały czas uzupełniałem wiedzę i udoskonalałem pracę w prowadzonym przez siebie oddziale. W roku 1962 zdałem, jako eksternista, egzamin przed Państwową Komisją Egzaminacyjną przy Technikum Przemysłu Skórzanego w Starogardzie Gdańskim i uzyskałem tytuł technika technologii obuwia.     
 W grudniu 1974 zostałem przeniesiony służbowo do CHZO w Chełmie. Zorganizowałem tam Oddział Urządzeń Produkcyjnych i byłem jego kierownikiem. Następnie kierownictwo zakładu powierzyło mi zorganizowanie Oddziału Wzornictwa, którym kierowałem do roku 1978 jako główny specjalista d/s wzornictwa. W międzyczasie uczestniczyłem w zespole redakcyjnym mgr T. Siekiery, redagując część drugą "Poradnika mistrza". W lutym 1978 r. zostałem przeniesiony do nowo budowanego zakładu "RESPAN" w Rzeszowie. w zakładzie tym pracowałem na różnych kluczowych stanowiskach w pionie dyr. d/s produkcyjnych. Zakładem zarządzało prężne kolegium dyrektorskie, któremu przewodniczył wówczas mgr Roman Juda. Zastępcą dyr. d/s produkcyjnych był pełen inwencji i pomysłów nowatorskich ś.p. mgr Tadeusz Siekiera, u którego boku miałem zaszczyt pracować jako jego najbliższy współpracownik i przyjaciel przez ostatnich 13 lat jego działalności w Chełmie i Rzeszowie.  
 W czerwcu 1982 roku powierzono mi kompleksowe przygotowanie rozruchu technologicznego w jednej z hal produkcyjnych w nowo budowanym zakładzie. Dzięki poważnej pomocy bratnich zakładów, usilnych starań  dyrekcji przedsiębiorstwa i ofiarnej pracy naszej wówczas młodej kadry, zamierzony cel udaje sie zrealizować. W tym miejscu należy nadmienić, że inwestycja ta na przełomie lat 1981/82  zostanie wstrzymana i realizacja kontraktów na dostaw maszyn i wyposażenia częściowo wstrzymana.  Zakład ratuje brak 5 milinów par obuwia na rynku krajowym. Z tej też przyczyny pośpiech w uruchamianiu zakładu, produkcja rusza w wyznaczonym terminie tj. 1 września 1982 roku. Zakładem tym kierowałem do końca marca 1983r.
 W kwietniu tego roku przystąpiłem do zreorganizowania warsztatów szkolnych. Przy dużej pomocy dyrektora Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Rzeszowie mgr Józefa Kolbusza udaje się dwuletnią naukę zawodu przedłużyć do trzech lat i zwiększyć stan uczących się z 80 do 240 uczniów. Konkretna realizacja nowo opracowanych programów i wzorowe wyposażenie w maszyny i pomoce naukowe oraz wyniki nauczania, przyczyniają sie do  wydania wysokiej oceny przez władze oświatowe. Za co zakład  zostaje w roku 1984 uhonorowany Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Pod koniec tego roku wróciłem ponownie na stanowisko głównego specjalisty d/s wzornictwa.
 Po odejściu w roku 1987 dyr. mgr Tadeusza Siekiery na emeryturę, następuje reorganizacja na stanowiskach kierowniczych w zakładzie, po której wróciłem ponownie na stanowisko kierownika zakładu macierzystego "RESPAN" w Rzeszowie . Za ofiarną i sumienną pracę zostałem uhonorowany odznaczeniami państwowymi, resortowymi, regionalnymi i stowarzyszeniowymi.
 W czerwcu 1990, po przepracowaniu 48 lat, w tym 35 lat w ukochanej branży obuwniczej, przeszedłem na emeryturę. Obecnie od czasu do czasu odwiedzam młodszych kolegów w ich zakładach pracy i pełnię funkcję sekretarza grupy Klubu Idei Tomasza Baty w Rzeszowie.

 

 

Wspomnienia W.Fidyta

Władysław Fidyt
urodzony w Chelmku
Dowódca 1 drużyny 4 kompanii
strzeleckiej 12pp. w Wadowicach
WSPOMNIENIA Z CZASÓW  WALK  Z HITLEROWSKIM NAJEŹDŻCĄ W CZASIE KAMPANII WRZEŚNIOWEJ 1939 ROKU
W dniu 15. 08. 1939 r. powołany zostałem kartą mobilizacyjną do wojska i skierowany do 12 p.p. w Wadowicach, gdzie odbywałem poprzednio czynną służbę wojskową. Po umundurowaniu w Wadowicach zostałem przydzielony do 4 kompanii strzeleckiej jako dowódca 1 drużyny. Obowiązki dowódcy 4 kompanii pełnił porucznik Tadeusz Stefaniszyn, a zastępcę dowódcy kompanii porucznik rezerwy Kazimierz Chmielek. Dowódcą 2 batalionu był kapitan Barys. Po uformowaniu się, kompania została zakwaterowana w Choczni, ja ze swoją drużyną kwaterowałem u gospodarza nazwiskiem Szczur. Przez całe 2 tygodnie przed wybuchem wojny odbywaliśmy ćwiczenia bojowe na polach w okolicy Wadowic. W dniu 1 września tj w dzień wybuchu wojny kompania nasza została załadowana na pociągi około godziny 16-tej odjechała w kierunku Suchej. Pociągiem tym dojechaliśmy do Jordanowi. Po wyładowaniu na stacji w Jordanowi otrzymaliśmy zadanie wyruszenia w kierunku wioski Spytkowice około godziny 22-giej. Działanie to nazywało się wypadem nocnym. Ja wraz ze swoją drużyną otrzymałem zadanie ubezpieczenia kompanii w marszu. Po doprowadzeniu kompanii na przedpola wioski Spytkowice co trwało około 3-ch godzin, zatrzymaliśmy się w wąwozie strumyka w celu otrzymania od dowódcy kompanii szczegółowego zadania bojowego. Po otrzymaniu zadania kompania nasza w sile 2-ch plutonów / trzeci został w odwodzie / uderzyła na wioskę Spytkowice, w której znajdowały się wojska pancerne nieprzyjaciela. Uderzenie to było zaskoczeniem nieprzyjaciela. Żołnierze nasi za pomocą granatów ręcznych, które wrzucano pod czołgi oraz bagnetów na karabinach usiłowali zatrzymać nieprzyjaciela, po krótkiej walce wycofaliśmy się do wąwozu skąd wyszliśmy. Gdy wycofaliśmy się do wąwozu przyszedł nam na pomoc szwadron kawalerii pieszej. Dowódca naszej kompanii i dowódca szwadronu kawalerii postanowili uderzyć na wioskę jeszcze raz. Drugie uderzenie nie powiodło się. Zostaliśmy ostrzelani silnym ogniem karabinów maszynowych nieprzyjaciela i zmuszeni do odwrotu. W czasie drugiego uderzenia został zabity między innymi dowódca kompanii porucznik Tadeusz Stefaniszyn. W 1984 roku w sierpniu odwiedziłem jego grób - jest pochowany na cmentarzu w Spytkowicach. Postawiony ma pomnik, po wojnie został pośmiertnie odznaczony krzyżem Virtuti Militari 5 klasy. Po śmierci por. Stefaniszyna dowódca kompanii został mianowany porucznik Kazimierz Chmielek. Kompania nasza wycofała się do Jordanowi i znajdowała się w odwodzie. W tym czasie dojście nieprzyjaciela do Jordanowi broniły kompanie Obrony Narodowej. Pod osłoną nocy wojska nasze wycofały się do Makowa Podhalańskiego. Po odpoczynku w nocy, rano wycofaliśmy się przez góry do wioski Budzów. W tej wiosce spędziliśmy cały dzień, a było to niedziela 3-go września. Drużyna moja ubezpieczała na wzgórzach wojska znajdujące się w wiosce. Wieczorem wojska nasze wycofywały się w kierunku wschodnim, przeszliśmy przez miasteczko
Sułkowice i nad ranem dotarliśmy do miasta Myślenice. W Myślenicach zajęliśmy pozycję obronną na zboczach wzgórz, nad drogą, która prowadziła w kierunku do Zakopanego. Po okopaniu się, pozycje te utrzymywaliśmy przez cały dzień4 września aż do godzin popołudniowych dnia 5 września. Po południu 5 września pod naporem nieprzyjaciela zmuszeni byliśmy wycofać się do Myślenic, a następnie do Wieliczki, skąd przeszliśmy przez wioskę Bodzanów, Podłęże az do Niepołomic. W Niepołomicach Niepołomicach czasie odpoczynku zostaliśmy bombardowani przez lotnictwo nieprzyjacielskie. Był to już dzień 6 września. Wieczorem tego dnia wyruszyliśmy dalej na wschód. Po przejściu lasów niepołomickich 7 września rano przeprawiliśmy się przez rzekę Rabę, udając się dalej w kierunku wschodnim. Wieczorem tego dnia doszliśmy do miasteczka Brzesko, skąd po krótkiej przerwie udaliśmy się w kierunku Wisły. Maszerując dalej na wschód przeszliśmy rzekę Dunajec, aż dotarliśmy do rzeki Wisłoka. Na lewym brzegu Wisłoki znajdowała się duża koncentracja naszych wojsk, która przez drewniany most przeprawiała się na drugą stronę. Nasza kompania otrzymała między innymi zadanie osłaniać tę przeprawę. Zajęliśmy pozycje obronne na przedpolach wioski, której nazwy nie pamiętam. Przez cały dzień broniliśmy tej wioski, a kiedy w godzinach wieczornych wszystkie tabory przeprawiły się na drugą stronę rzeki zaczęliśmy się wycofywać z zajmowanych pozycji. Kiedy znajdowaliśmy się jeszcze na lewym brzegu most został wysadzony w powietrze przez nasze wojska. Wpław przeprowadziliśmy się na drugą stronę, udając się dalej piaszczystymi drogami przez lasy aż dotarliśmy do Stalowej Woli, następnie do Niska i doszliśmy do rzeki San. Następnie przeszliśmy przez most na Sanie do wioski Ulanów. W lasach za Ulanowem nastąpiła reorganizacja naszych wojsk i tam zatrzymaliśmy się około półtora dnia. Pod wieczór przemaszerowaliśmy w dalszą drogę na wschód do wioski Aleksandrów. W okolicy wioski Aleksandrów na skraju lasu zajęliśmy pozycje wyjściowe przygotowując się do natarcia. O świcie po przygotowaniu ogniowym naszej artylerii ruszyliśmy do natarcia na pozycje nieprzyjaciela, który znajdował się w wiosce w odległościom. 3-ch kilometrów. Nacierając na wioskę musieliśmy przejść przez rzekę Tanew, która była mocno ostrzeliwana przez artylerię nieprzyjaciela z przedpola wioski silnie rażona ogniem karabinów maszynowych. Około godziny 17-tej szturmem zdobyliśmy wioskę. Po zdobyciu wioski drużyna moja została wyznaczona do ubezpieczenia lewego skrzydła wioski. Wioskę tą utrzymaliśmy przez całą noc. Na drugi dzień otrzymaliśmy rozkaz wycofania się do lasu na nowe pozycje. Po krótkiej przerwie maszerowaliśmy dalej na wschód, przeszliśmy przez Górecko Kościelne zdążając do miasteczka Krasnobród. Gdy doszliśmy do Krasnobrodów, miasto było zbombardowane i spalone, leżało tam dużo zwęglonych ciał ludzkich. Maszerowaliśmy dalej piaszczystymi i leśnymi drogami w kierunku Tomaszowa Lubelskiego. Lubelskiego lasach przed Tomaszowem znajdowało się wiele naszego wojska. Tomaszów był już zajęty przez Niemców. W dniu 20 września armia nasza próbowała się jeszcze przebić na wschód nacierając na Tomaszów. Okazało się to już niemożliwe. W dniu tym w godzinach południowych generał Mont, dowódca 6 armii, postanowił zaniechać dalszych walk poddać się. Po stwierdzeniu beznadziejnej sytuacji wycofaliśmy się z powrotem do lasu przed Tomaszowem, tam zakopaliśmy broń i amunicję kierując się z powrotem na zachód. Był to wieczór dnia 20 września 1939 r. Wszystkich jeńców Niemcy skoncentrowali w lesie koło Krasnobrodów, otaczając kordonem i pozostawili na noc. Na drugi dzień o świcie z 3-ma kolegami postanowiłem wydostać się z niewoli, co nam się udało. Idąc przeważnie lasami szliśmy na zachód i dotarliśmy w okolice Rudnika do rzeki San. Ponieważ dalszą podróż w mundurach uważaliśmy za niemożliwą - wymieniliśmy mundury na ubrania cywilne i przeprowadziliśmy się przez San. Doszliśmy do Tarnowa. Tam załatwiliśmy sobie przepustki pociągiem, który wiózł transport naszych jeńców przyjechaliśmy do Płaszowa, skąd dotarliśmy do Krakowa. W Krakowie nastąpiło pożegnanie z dwoma kolegami, którzy tam mieszkali. Z pozostałym kolegą, który pochodził z Lubiąża udaliśmy się pieszo do domu. Dnia 28 września byłem już w Chełmku. Zastałem dom spalony. Na szczęście nikt z rodziny nie zginął. Tak zakończyła się moja epopeja wojenna w roku 1939.
Za długoletnią pracę społeczną w ruchu kombatanckim na wniosek Zarządu Wojewódzkiego ZBoWiD w Bielsku-Białej, uchwałą Rady Państwa z dnia 10.09.1986 r. odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

A wartime event of Milosz Korab, a graduate of the 'Bata School of Labor'

Thanks to the testimony of engineer Ludwik Gabesam, son of Alois Gabesam, a distinguished director from Chełmek, an unusual wartime story of Miłosz Korab has been preserved. Engineer Gabesam sent it in the 1990s to the ‘Club of Tomáš Baťa Idea' in Chełmek. The letter was translated from Czech by Roman Liszka and is now part of the MOKSiR collection. The wartime event of Korab described in it proves to be a perfect confirmation of the Baťa saying "We are all one family". The main protagonist of the story was born in Volhynia in a colony of Czech settlers. Thanks to his father, he spoke the language of his southern neighbors perfectly, and his mother imbued him with love for Poland. He was accepted to a work school in Zlín in 1932. After graduating in 1935, he started working at a factory in Chełmek. He was hired in the office of department No. 700 and was a promising candidate for a managerial position. In August 1939, he received his mobilization card and went to the front on September 1st. Like the majority of Polish citizens, he was convinced that our army was invincible and would quickly repulse the German aggression. Reality proved to be quite different. After several skirmishes against advancing German troops, Korab's regiment was defeated and scattered. Together with his company, commanded by an officer of the rank of captain, they decided to withdraw to the east. On September 18th they received a radio report that the Red Army had entered Polish territory the day before. In the face of a hopeless situation, the company commander gave an order to demobilize the unit. His orders were to secure and bury weapons and, to return home avoiding contact with the enemy. Miłosz Korab, together with two friends, decided to head in the western direction. Their retreat was quickly prevented by a German unit they encountered. They were arrested as prisoners of war. The two men were to be led to a nearby town, where a rallying point for captured Polish soldiers was being set up. During a frisk, the Germans found a photographic camera in Korab's backpack. The occupants' reaction was instantaneous, and the fate of the camera's owner seemed to be sealed. To be caught as a spy or even to be suspected of any espionage in the frontline was a certain death sentence. The Oberleutnant ordered Korab's colleagues to be imprisoned and Korab himself to be executed on the spot. The Obergefreiter present at the search was ordered to take three soldiers with him and execute them. The unfortunate man was taken about 20 meters away and was told to take off his coat and blouse. Then several photographs fell out of his uniform pocket. One of them showed Korab in the uniform of a student from the 'Baťa Labor School' in Zlín. The obergefreiter picked up the photograph from the ground and examined it long and meticulously. Finally he asked Korab in Czech if he had worked in the Baťa company. Korab explained that he had studied at the Bata School of Labor and after graduating from it he worked in Chełmek at the Bata shoe factory. The Obergefreiter told him that he had also been a student of this school, and later he had been the manager of a Baťa store near Opava in the Czech Republic. When the Sudetenland region was annexed by the Third Reich, he was forced into the Wehrmacht.

After this unexpected event, the former store manager ordered his subordinates to guard the prisoner, he himself went to the oberleutnant and spent a long time convincing the commander to show mercy to the captive.

First the situation seemed hopeless, the commander ignored all arguments and kept repeating the order to carry out the execution. Finally, under the pressure of the relentless obergefreiter, he waved his hand and ordered the photographer to join the column of prisoners. Korab owed his life to luck, coincidence, and above all, to the solidarity of the Baťa family. Ludwik Gabesam points out rightly that Tomáš Baťa's often repeated thought "We are all one family" found a very meaningful confirmation. We may never learn the fates of the graduates who served in hostile armies. It is worth remembering from this story how important professional and, above all, human decency is.

Students of the Zlín Labor School from Poland, 1934 - from the right Jan Szafrański, Marian Kowalski, Franciszek Oprych, Emil Berger, Leon Studnia, Władysław Piechota, Jan Szymański, Berek Aherman, Józef Balon, Kazimierz Wielokwiak, Jerzy Kochert, Eugeniusz Parcer, Jerzy Momentosz, Jan Rejman, Hubert Krystianes, Miłosz Korab, Herbert Borowski, Władysław Kaśnicz, Jan Hajduczek, Włodzimierz Mensik, Paweł Derda, Wacław Palla, Bronisław Piątkowski, Henryk Polywda, Alfred Kozupalla, Roman Liszka.

The photograph was handed over to the collection of MOKSiR in Chełmek by the 'Club of Tomáš Baťa Idea'. The note on the back suggests that it was given to Roman Liszka by Helena Gabesam in 1983.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


I worked at Baťa's

'The memoirs of the graduates of the Baťa's School of Labor are taken from the brochure '10 Years of the club of Tomáš Baťa Idea Chełmek Association' published by the 'Club of Tomáš Baťa Idea' and MOKSIR in Chełmek - November 2003.

Julian Laufer


The biography of the oldest member of the Club

The oldest member of our club, a former employee of Baťa company, Mr. Julian Laufer, recently sent a letter to the club president Henryk Pisarek, which is so interesting that we publish its fragments in the jubilee edition of our club chronicle.

Dear Colleague Chairman of Club of Tomáš Baťa Idea!

You will certainly be pleasantly surprised by my letter. I have received club newsletters from you. God bless all of you! I have been reading them with great interest. Now I decided to write a few words. I have been in France for 53 years and, as you know, I am 96 years old. I do not know how many more years I will live. Man fires a gun, God carries a bullet.

I began my career at the Bata company at the age of 30. I was employed as a decorator in a Bata company store in Tarnów. It was there that I met Leon Lewinger and the Kahan brothers. After six months of apprenticeship I was transferred to the store in Jarosław. There, I received information that I would soon be appointed manager of the store. I became manager of that store after three months of working there. In addition to working in the store, I gave lessons on sales at the local school of commerce. After a two-year stay in Jarosław, I was transferred to Tarnopol, and from there to Stryj. While I was in Tarnopol, I opened up branches of stores in Chomatów and Zaleszczyki, and later in Bolechów.

After the Soviet Army entered the area (after September 17, 1939), I became the head of the supply depot in Stryj and the surrounding areas. After the German-Soviet war started, I was mobilized and later taken prisoner by the Hungarian soldiers. I managed to escape and returned to Stryj. However, the Germans were already there. Throughout the occupation, I worked at a German military police outpost, where I grazed horses and washed cars and motorcycles.

After the war was over, I settled down in Bytom, in Silesia. There I met a young woman, whom I later married. I started to look for my parents. When I was in Warsaw, I went to the French Consulate, where I found out that my father and mother had been arrested in France and transported to Auschwitz, whereas my brother and sister had escaped to Paris (to a non-occupied zone) and were still alive.

I liquidated my business in Poland, and in January 1949, I left for Paris. Unfortunately, the Polish authorities did not allow my wife to come with me. Thus we were separated for 8 years. I opened a salon-laundry and closet cleaning service in Paris. It was the biggest salon of its kind in the capital of France. It was a great business. I made a lot of money from it. My wife gave birth to three of my sons. They all had big careers. The first one was a director at Peugeot. Unfortunately, he died at the age of 41. The second son is an engineer and works in an aircraft factory. For 3 years, he was in the US and worked for the Boeing company. He has two sons, the older one is named THOMAS, on my request in memory of Tomáš Baťa. The third son has Swiss citizenship. He graduated from watchmaking school, has his own shop, and manufactures branded watch skeletons for Omega and others.

I retired at the age of 72 and started to travel around the world. I speak five languages fluently. I receive 5 pensions: one from Poland and three from France. For the last two years, I've been ill and I use a cane to get about my apartment. But I still have a sense of humor and some hobbies like philately, which I do to pass the time.

I have made contact with you and am eager to maintain it. I now look forward to hearing back from you. I send greetings to other colleagues and I would like to offer you a friendly handshake.

Julian Laufer

Roman Liszka
graduate of Bata School of Labor

My adventure with the 'Bata' company

I first encountered the name 'Bata' in 1930. I was then 12 years old. In the county town of Rybnik, on the main street, the Bata company opened a shoe store. The sign 'Bata' was so characteristic. The shape of the letters was very distinct, clear and memorable. And the store itself made a big impression: order, cleanliness, and evenly stacked shelves with boxes of shoes. Then there was the slogan, 'Our customer is our master'. 

My second encounter was more personal. It was in 1932, when I finished primary school, that the question of what to do next emerged. There was a great economic depression in Poland (as well as throughout the rest of the world). My parents desperately tried to place me in an apprenticeship with a craftsman so that I could learn a profession. And then, I think it was in the middle of July 1932, a sign appeared in a Bata shoe store that said the Bata company was accepting young boys to the shoe school in Zlín to learn a profession. I asked my father to go and sign me up. We did so the next day. To my great joy, the store manager, after examining me on my knowledge, announced that I had been registered at the company headquarters as a school candidate. After a few days of waiting, I was informed that my application had been accepted and that I should make efforts to obtain documents for the departure. This lasted 3 months. During that time, I was a trainee in the store in Rybnik, and I got familiar with all the activities connected with selling shoes. Aha! I must add that another candidate for the school, Emil Berger, was accepted in a similar manner. 

We departed for Zlín on November 7, 1932. It was a rainy, windy, and cold November evening when, at dusk, we arrived at our destination: the city that was going to become my new home for several years. At the train station, we were told how to get to the dormitory. When we arrived at the dormitory, we were directed to the 11th group, where Mr. Radomir Nitsche was the head teacher. We were assigned to the living rooms, where there were 20 people in each room. Most of them were Czechs. There were 244 of us Poles in the whole school then, who arrived from various cities in Poland. Having completed all the formalities and being accepted into the school and the factory, I was directed to the school workshop, where I became familiar with the various operations that had to be performed on shoes. Here, the pace was rather slow and the tasks were not difficult to perform. Then, after a few days, I was sent to work in a regular production department, where the daily plan was for 1000 pairs and the tempo was very fast. You had to work your tail off to keep up with the fast-moving production line. Each of the groups had the necessary machines to perform all operations. These machines were operated by excellent specialists in a given field. I saw this as an additional opportunity to watch some of the specialists and develop my skills in mechanical shoe making. I used this chance as soon as I had some time. It gave positive results already in May 1935, when I won a prize in a competition for individual shoe making. 

In the middle of 1935, there were some disagreements between the Polish and Czechoslovakian governments, which resulted in the Poles having to leave Czechoslovakia. The older friends, who were already 18 years old, went to Chełmek, and six of us who were under 18 were sent to Borovo in Yugoslavia, with the intention of "waiting things out" and continuing our studies again in Zlín, after the aforementioned disagreements came to an end. My work in Borovo, where I worked for over six months, gave me new experiences during training, I met new people, learned a new language, and I also became acquainted with the customs and culture of the peoples of Yugoslavia. In February 1936, I returned to Zlín and continued to specialize in modeling. In the autumn of 1938, after completing my training, I came to Chełmek and started organizing a model shop. This was until the tragic September of 1939, when the war broke out and the Chełmek factory was evacuated. After returning from the war, I was employed in Chełmek as a modeler, because the manager of the modeling shop was a German modeler. I moved to the Bata factory in Radom in October 1940 and established a model shop there, where I worked until the end of 1944, when I returned to Chełmek.

In 1951, CZPS assigned me to organize the Central Bureau of Factory, which was later renamed to the Branch Laboratory of the Footwear Industry. Later, when BLFI was moved to Kraków, I decided to stay in Chełmek and take up a job in PZPS 'Chełmek' in the Footwear Pattern Design Department. Here I worked until my retirement. At the same time, since 1946, I have been involved in education, first in the Company Vocational School, and then also in the Technical School of the Leather Industry in Chełmek. When I look back from the perspective of 70 years, I consider my life adventure with the Bata company. As a religious man, I think about the continuous influence of Divine Providence over my actions because in 1932 I was chosen from among many candidates to be admitted to the best school that one could wish for, the 'Bata School of Labor'. Then I was assigned to learn a specialization, which in shoemaking belonged to distinguished and even ennobling professions. As a result of mastering the skills I acquired at school, I became quite an important member of the Bata family when I arrived at the plant in Chełmek. The tragic war made it impossible for me to develop my life path further in the Bata company. But after the war - under different conditions, admittedly - my specialization was recognized and used both in the Polish shoe industry and in the training at the local technical school. I have trained over 1000 young people in drawing and modeling. Some of my students remained loyal to the shoe industry, something I am very glad of. As a chief designer in the Polish industry, I had the opportunity to travel to the world centers of shoe fashion. I did not accumulate a fortune, but my fortune lies in my friends in Poland, the Czech Republic, Slovakia, France, Germany, and Canada, whom I met at the school. I still keep in touch with them via correspondence and in person, which enriches my life.

Józef Balon


A meeting with the head of the 30 thousand workers of the Zlín Footwear Factory, Mr. Jan Bata, in 1936 - reflexions of my colleague Józef Balon

It took place ... during a lunch break in front of the factory dining room. The boss sat down on the lawn and joined us in conversation. He asked us about the price of lunch and its taste, and about working conditions in the plant.

One of the rubber rolling mill workers complained that during the summer heat, the showers in the hall were not sufficient for everyone. After a brief discussion, the boss instructed his boss to draw up documentation and to build shower cabins in front of the rubber mill hall in a hurry. A week after this meeting, I went outside the rubber plant and saw a row of wooden shower cabins that had been built.

This fact reinforced my belief that the boss and management require a job well-performed, but they also listen to the crew's justified requests and implement them. This meeting ... was a guideline in my work, that individual conversations with employees about their commuting, living conditions, and working conditions have consolidated us and brought better understanding in difficult situations at work.

What an attachment to the Bata company I got from the Bata School of Labor in Zlín

Here's an example. It was on the first day of the war in September 1939. In response to the appeal of A. Gabesam, the head of the shoe factory that had been built in Chełmek, a group of graduates from Zlín, led by my colleague K. Wachowiak, began to evacuate the company's machinery via the Vistula River. These machines were supposed to reach the newly built factory that was being constructed in Wólka Gołębska near Puławy.

The galar sailing, for those unfamiliar with sailing rules, was full of surprises. One of the galar boats was sunk as a result of the military actions, near the bridge in Gorzów. The galar's crew luckily swam ashore and joined the next galars. The goal was not reached due to the bridges being overloaded. Our loyalty to the company and great dedication characterized us, the graduates of the Bata School of Labor.

 

Alojzy Mucha

The memoirs of Alojzy Mucha - one of the oldest members of the Club

I will begin my memoirs by talking about the period of time before I attended the Bata School of Labor. In the spring of 1931, I finished fourth grade at the district school. At that time, the Bata factory in Zlín had announced the recruitment of young men to the Bata School of Labor. I applied for the entrance exam, which was the condition for being accepted to the school. The exam lasted three days and consisted mainly of solving psychotechnical tests. I passed the exam successfully, and on September 1, 1931, I was accepted to the school.

That year, a record number of 1500 young men were admitted to this school. It was a three-year vocational school. I was accommodated in a newly built dormitory where everything was fresh. Several dormitories had been built in record time for such a large number of new arrivals. Later, several dormitories for girls were built on the opposite side of the street. This is how a town of the young was created.

We were organized into 120-member groups (called 'tábor' in Czech). Each group had a tutor - a tutor with pedagogical preparation. In a sense, the tutor played the role of a parent. The tutor learnt about each student's character and, with this knowledge, tried to bring them up in the best possible way. He also took an interest in everyone, even when they were not at the dormitory, in the workplace, or at school. This meant monitoring progress at work and at school constantly. I was assigned to the 12th group, in which our tutor was Mr. Arnost Horak.

It was not easy for a 15 year old young man to adjust and prepare for the new living conditions, and it required a lot of perseverance. The conditions were significantly different from those at home. We were not spoiled.

The discipline was, so to speak, a semi-military one. Here are some points from the regulations: wake-up call in the morning, gymnastics in the open air, personal hygiene, making beds, and general cleaning of the room. The tidiness of the rooms was scored for the monthly competition. The curfew was from 10 p.m. to 6 a.m. Smoking and drinking were prohibited.

In addition to general and vocational subjects, foreign languages were taught at the school - German and English. In addition to school assessments, work at the factory and performance at the dormitory were also evaluated. The grades were registered on school certificates. The factory work was evaluated on the basis of diligence, quality of work, talent, and responsibility, and the dormitory work was evaluated on the basis of cleanliness, a sense of order, and thrift. I attended school after work during the evenings from 6:00 to 8:30 p.m. and on Saturdays before noon (Saturday was a day off from work).

In the factory, I was directed, like every other young man, to work in the shoe assembly workshop school. A workday at the plant lasted 8 hours with a two-hour lunch break. Everyone accepted to work at the school began by manufacturing shoes, no matter what position they were to possibly work at in the future. Knowledge of the shoe making craft was very helpful in performing future duties.

In the shoe assembly workshops, under the guidance of skilled instructors, I learned the various steps of shoe assembly. At first they were simple, but gradually they became more and more difficult. I also worked in several assembly workshops in various positions. This was the 'most tenacious' period of my life.

The factory had a weekly pay cycle. Managing the personal expenses was also a subject of evaluation. It was evaluated by the tutors and noted on the certificate. After the first payment, I received a payroll accounting book for a one-year period, which is 52 weeks, equal to the number of payments. The expenses were separated into food, services, personal hygiene products, pocket money, and other expenses. Any surplus over the expenditure was put aside in my personal account with an interest rate of 10%. The money from that account was mostly used to buy expensive items.

During my third year at the school, a period of work transition began. It was intended to broaden my knowledge in those other fields as well. All changes were initiated by the group's tutor, who had an insight into his pupils' abilities and also knew who was needed in particular departments of the factory.

I first started working in the sales department, which lasted a few months. The work was related to the activities of the Bata factory stores in the CSAR area. It involved controlling sales and footwear stock in stores, carried out on the basis of weekly reports prepared by store managers. The results of the inspection were handed over to the area managers for further use. During the period of intensified pre-Christmas shopping in December 1933, I was assigned to help as a salesman in the department store belonging to the factory.

My next assignment was to work in the shoe manufacturing and production control laboratory. I worked there until I graduated in June 1934, after which I received my certificate of completion. Back then, graduates of this school were required to pass an exam in front of the Shoe Maker Guild Commission in Zlín. The exam was to verify theoretical knowledge as well as make a piece of 'art' yourself, in this case, a pair of shoes. I passed the exam, and as proof, I received a certificate of proficiency in the profession of an industrial shoemaker.

The time spent at school was not only filled with learning and working. The free time was supplemented with an interesting recreational program. We had sports competitions to win the dormitory championship in various sports, sightseeing trips, lectures, films, etc. During the third year, ballroom dancing courses were organized under the direction of professional dance teachers. As a part of this course, we also learned from the bottom up how to behave in a ballroom environment. The girls from the girls' dormitories were our partners in learning. The training took place under the supervision of the teachers.

I became a graduate of the Bata school, and then moved to another dormitory, intended for the graduates. The rules there were a bit more relaxed compared to the previous dormitory. We also had a guardian, Mr. Fr. Bendl. who looked after the whole dormitory. His job was to take care of us and to advise.

In July 1934, I was transferred to work at the Research Institute of Tannery in Otrokovice, where I worked for a year. The institute was based in the newly built factory in Otrokovice, mainly for the leather tannery, which was moved there because of the water shortage in Zlín, the usage of which was high in the tanning industry. The new factory was also responsible for the production of chemicals, fabrics, cardboard, composition leather, and other products necessary for the production of footwear. The task of the Institute was to carry out research work in the field of leather tanning and to develop technologies for the production of leather tanning agents and the technology of manufacturing leather tanning agents which were intended to be produced. Several laboratory technicians were employed at the institute to analyze the new agents developed there and also to control the tanning processes.

In the middle of 1935, I was assigned to work in the rubber products laboratory, and at the same time, I received training in the field of rubber products chemistry. In the newly built Bata factories overseas at that time, production usually began with the manufacture of all-rubber and textile-rubber products. As a result, these factories had a demand for specialists in this field of production. It was also the case in Chełmek. As a result, a group of graduates working in laboratories was created to prepare them for future work. I was also a part of that group, because I was preparing to take up a job in Chełmek. I worked in that laboratory until December 1936.

After I started working in Chełmek, my task was to organize a laboratory that did not exist at the time. The necessary machines and equipment were supplied by the headquarters from Zlín, while the laboratory apparatus was domestically produced. At first, the laboratory was used to provide support for the production of rubber products. It was later transformed into a factory laboratory and extended its activities to the production of leather shoes.

In March 1939, I was drafted for compulsory military service in the 23rd Infantry Regiment in Włodzimierz Wołyński. When the fighting was over, I came back to Chełmek in the middle of October. I took up a job in the factory in Chełmek. I worked in the rubber factory as a blue-collar worker. Some German was accepted for the position I held in the laboratory.

After the liberation (January 25, 1945), I kept working in Chełmek. Up to 1950, I held the position of department manager of the production of rubber products. In order to reduce the workload of the technical director and the need to increase supervision over production, positions of production assistant were created, also on the second shift. I held that position from 1951 to 1956. In 1955, I was involved in starting up a new factory in Nowy Targ.

In 1953, I received the Group state award, 3rd degree, for technical advancement in the area of development, preparation, and implementation of the microcellular rubber sole into production. In 1959, I completed an extramural course of studies at the Rubber Industry Technical School in Poznań, obtaining the title of a professional rubber technologist.

In the years 1957-1960, I held the position of chief engineer. From 1961-1972, I was in charge of the production preparation department. In 1966, I was appointed to the position of deputy director responsible for production. Until 1966, I was responsible for the production of the whole factory, together with the tanneries. In that year, the position of deputy director responsible for tannery was created and tanning operations were placed under his management. I served as deputy director until the fall of 1974.

 In 1974 the department of production preparation was transformed into a research and development department and I became its director. I held that position until I retired in 1981. After my retirement, I continued to work at the factory as a part-time assistant manager. In 1991, I left the factory. I have been a member of the Club of Tomáš Baťa Idea in Chelmek since it was founded in 1994.

 

Edmund Cholewa 

The motto of my memoirs:

"To uphold the ideas of Tomáš Baťa in everyday life, especially the material and spiritual goods and organizations left to us in Chełmek, Otmęt, Radom and in other tanning and shoe-making centers of our country."

The memoirs of a graduate of the Bata School of Labor

The construction of the shoe factory in Chelmek occurred during a difficult interwar period, not to mention the economic crisis. For the population of Chełmek and its surroundings, it was an opportunity and a salvation from further poverty. The changes were gradually becoming more and more beneficial, and thanks to them, people were becoming more and more prosperous. Wooden cottages that were roofed with tar paper and straw gradually vanished.

The construction and development of the factory were followed by the demand for qualified workers. The management recruited young and talented boys (14 and 15-year-olds) and sent them to a training course that lasted several years at the Bata School of Labor in Zlín. In 1935, I was also selected by the factory director to be sent to Czechoslovakia.

Students were recruited from every Bata shoe factory both domestically and from abroad. There were mostly boys and girls from the Czech Republic and Slovakia. Girls had separate dormitories, schools, and even a place to work and play sports. All students had to belong to different rowing sections. Sports activities took place only on Sundays and holidays.

Each day was filled with work and studying at school, and so were Saturdays. The training, the way of upbringing in the Bata School of Labor in Zlín, provided an adequate education of the youth for their future work in the factory as well as functioning in society.

Preparation for the proper machine handling was very important for the student's future and for the people in charge of training. In the factory, the quality of work was supervised on a regular basis, and the supervisors paid attention to how the work was performed. In addition to the theoretical knowledge of the profession, the school also paid attention to the student's appearance, behavior, choice of vocabulary, etc. Due to the large number of residents in the dormitories (about 5000 in total), it was necessary to maintain order in all areas as well as personal hygiene. The use of alcohol or cigarettes was strictly forbidden, otherwise the student would be expelled from the school. That is the reason why the weekly pay had to be carefully recorded.

The Polish group of students from 1934 to 1938 consisted of about 100 people, who were spread across various departments such as production, auxiliary and administration, tannery, leather cutting, shoe fitting, construction and modeling of footwear or in the processing of natural rubber for footwear production.

At first, I was an apprentice in the rubber shoe production department, and then in the tannery. I gained further skills in Chełmek in cutting leather for shoe uppers and managing leather under the good guidance of manager Tusznicki and master B. Śniadek. Later on, when I was already a master craftsman working in the newly opened shoe factory in Radom, as the manager of the footwear production preparation, I began my studies at the Cracow University of Economics. I graduated from that university as a senior manager at the Institute of Leather Industry in Łódź. Later, I was transferred to the position of technical director at the Leather Industry Management Center in Łódź. My promotion to director of the departmental Center for Scientific, Technical, and Economic Information obligated me to complete post-graduate studies at the Polish Academy of Sciences in the fields of information, management, and administration.

While being a lecturer at the Kielce University of Technology at the Faculty of Footwear Design and at the Academy of Fine Arts at the Faculty of Footwear and Clothing Design, I was then promoted to assistant professor. In addition, I took an active part in the launch of footwear production factories in cities and towns such as: Chełmek, Otmęt, Radom, Nowy Targ, Warszawa, and Łódź.

My scientific, technical, and economic achievements include: the preparation and publication of technical books both personally and collectively, as well as patents and inventions, translations from foreign languages, and the publication of numerous articles and studies. I have worked 60 years, which is the basis of my pension, and 8 years under a contract of mandate. During the entire duration of my employment period, I have tried to use the knowledge, methods, and ideals gained at the Bata School of Labor. At the same time, I have been improving my qualifications in order to pass them on to our successors.

In recognition of my 60 years of work and professional, scientific, and social achievements, as well as involvement in the resistance movement during World War II, I have been awarded with diplomas, honorary entries in the books of the Ministry of Light Industry, Agriculture, the City of Łódź, trade unions, sports unions, the Badge of the Polish Federation of Engineering Association, and the Association of Polish Textile Workers, as well as with badges and Cross of Merit.

Awards:

Silver Cross of Merit
Gold Cross of Merit until I have received Order of Polonia Restituta Fifth Class, the Knight's Cross
Home Army Cross
Partisan Cross
Operation Tempest commemorative cross;
KRPiBWP Medal of Merit
Distinguished Service Award of the Light Industry worker
Honorary Badge of the City of Łódź
Badge of the Polish Federation of Engineering Association
Distinguished technician of the city of Łódź
Title of the Veteran who fought for Independence - Letters patent No. 476372, year 2002


Jerzy Graczyk

The life and career of member Jerzy Graczyk, 'Club of Tomáš Baťa Idea' in Rzeszów

I was born on September 30th, 1928 in Koronowo, a small town near Bydgoszcz. My family had lived in Chojnice since 1932. There I attended a Polish elementary school, and during the occupation I attended an 8-year-long German school, which I finished, and then, as a 14-year-old boy, I was employed in the Chojnice Power Plant. I attended the vocational school after work. After the liberation, as I had a solid knowledge of the electrician's profession, I worked in various plants, refining my skills in this field - from an apprentice to a student of the extramural Electric Machine Building studies at Technical College in Katowice.

In 1955, I began working at the Bydgoszcz Footwear Works 'Kobra' as an electrician, and then as the chief power engineer. At that time, the plant was undergoing a thorough reorganization. It was led by Reinhold Lasak, who at that time was the chief engineer of the plant, and delegated from Otmęt, an excellent specialist and superior.

He encouraged me to change my profession. I have been employed as a master of the production department and at the same time as a supervisor responsible for resolving issues connected with technical development. I realized that I had to start almost from scratch. I took advice from prominent experts, especially from Chełmek, including those whose names are often mentioned in our club's "bulletins". I used the available Polish and German professional literature as well as materials prepared in sister factories.

In the year 1960, I broadened the scope of my branch. An entirely new organizational unit was created in the factory - the Technical Preparation Unit. Which covered all the issues concerning the construction department and production equipment. I was constantly expanding my knowledge and improving the work in my department. In 1962, as an extern, I passed the exam before the National Examination Commission at the Leather Industry Technical School in Starogard Gdański and I was granted the title of shoe technology technician.

In December 1974, I was delegated to CHZO in Chełm. I organized the Manufacturing Equipment Department and worked as its manager. Then the plant management entrusted me with the organization of the Design Department, which I managed until 1978 as the main design specialist. In the meantime, I was a member of T. Siekiera's editorial team, editing part two of the 'Poradnik mistrza' (Master's Handbook). In February 1978, I was transferred to the newly built "RESPAN" factory in Rzeszów. In that factory, I worked at several key positions in the production department. The plant was managed by a prominent board of directors headed by Roman Juda. The Deputy Director for Production was the late Tadeusz Siekiera, full of inventiveness and innovative ideas, alongside whom I had the honor to work as his close associate and friend for the last 13 years of his activity in Chełm and Rzeszów.

In June 1982, I was assigned the task of preparing the technological start-up in one of the production halls of the newly built factory. Thanks to the significant help of our sister factories, the persistent efforts of the company's management, and the dedication of our, at that time, young staff, the intended goal was achieved. At this point, it should be mentioned that at the turn of 1981/82, investment was halted and execution of contracts for machinery and equipment delivery was partially suspended. The factory is saved by the shortage of 5 million pairs of shoes on the domestic market. Because of that, there was a rush to start up the factory, and the production started on the scheduled date, i.e., September 1st, 1982. I managed the plant until the end of March 1983.

In April of that year I started to reorganize the school workshops. With the great help of the director of the vocational school in Rzeszów, MA., Józef Kolbusz, the two-year vocational studies were extended to three years and the number of students increased from 80 to 240. Profound realization of newly developed programs, superb new equipment including machinery and teaching aids, all of that resulted in excellent teaching results as well as a high evaluation by the authorities. In 1984, the company was awarded the Medal of the National Education Commission. At the end of that year, I was again given the position of head design specialist.

After Tadeusz Siekiera retired in 1987, the managerial positions in the plant were reorganized, and I returned to the position of the manager of the mother company, "RESPAN" in Rzeszów. For my dedicated and diligent work, I was honored with state, departmental, regional, and associative decorations.

In June 1990, after having worked for 48 years, including 35 years in my beloved shoe industry, I retired. Currently, from time to time, I visit younger colleagues in their workplaces and I act as the secretary of the 'Club of Tomáš Baťa Idea' in Rzeszów.

Memoirs of W. Fidyt

Władysław Fidyt, born in Chełmek

Commander of the 1st squad of the 4th rifle company of the 12th Infantry Regiment in Wadowice

MEMOIRS OF THE COMBAT AGAINST NAZI INVADERS DURING THE SEPTEMBER CAMPAIGN OF 1939

On August 15, 1939, I was mobilized into the army and assigned to the 12th Infantry Regiment in Wadowice, where I had previously served. After I got my equipment in Wadowice, I was assigned to the fourth rifle company as the commander of the first squad. The commanding officer of the 4th company was First Lieutenant Tadeusz Stefaniszyn, and the deputy commander of the company was First Lieutenant Kazimierz Chmielek. The commander of the 2nd Battalion was Captain Barys. Following its formation, the company was accommodated in Chocznia, while me and my squad stayed with a farmer by the name of Szczur. During the two weeks prior to the outbreak of war, we were performing combat exercises on the fields near Wadowice. On September 1, which is the day the war broke out, our company was loaded onto trains, and at about 4 p.m., we departed towards Sucha. We arrived in Jordanów by that train. After we unloaded at the train station, we were assigned to move towards Spytkowice at around 10 pm. This was called a night excursion. Together with my squad, I was given an order to cover the company during the march.

We stopped near the stream to receive detailed orders from the company commander. After we received the task, our company, with the strength of two platoons (the third platoon stayed in reserve), assaulted the village of Spytkowice, where the German armored brigade was stationed. The assault surprised the enemy. With the help of hand grenades that were thrown under the tanks and the bayonets on the rifles, our soldiers tried to stop the enemy, and after a short fight, we withdrew towards our original position. When we withdrew towards our position, a squadron of cavalrymen arrived to support us. Our company commander and the cavalry squadron commander decided to strike the village once again. The second assault was unsuccessful. We were under heavy fire by the enemy machine guns and were forced to retreat. During the second assault, the commander of the company, First Lieutenant Tadeusz Stefaniszyn, was killed. In August 1984, I visited his grave. He is buried in the cemetery in Spytkowice. There is a monument erected, and after the war he was posthumously awarded the Silver Cross of the Virtuti Militari. After First Lieutenant Stefaniszyn died, First Lieutenant Kazimierz Chmielek was designated as the acting commander of the company. Our company withdrew to Jordanów and was in the reserve. At that time, the route to Jordanów was defended by the companies of the National Defense. Under the cover of night, our troops withdrew to Maków Podhalański. After a rest at night, in the morning we withdrew through the mountains to Budzów village. In that village, we spent the whole day. It was Sunday, September 3rd. My squad provided cover from the hills to our troops inside the village. In the evening, our troops withdrew towards the east, and we passed through the town of Sułkowice. In the morning, we reached Myślenice. In Myślenice, we took up defensive positions on the slopes of the hills, over the road that led to Zakopane. Having entrenched in our positions, we held the enemy off from September 4th till noon on September 5th. In the afternoon of September 5th, under the pressure of the enemy advance, we were forced to withdraw to Myślenice, and then to Wieliczka, from where we marched through the villages of Bodzanów and Podłęże all the way to Niepołomice.

During the rest time in Niepołomice, we were under bombardment by the German air force. It was September 6th. In the evening of the same day, we set off further to the east. In the morning, after crossing the Niepołomice forests on September 7th, we crossed the Raba River, heading further east. In the evening of that day, we reached the town of Brzesko, from where, after a short break, we headed towards the Vistula River. Marching further east, we crossed the Dunajec River until we reached the Wisłoka River. On the left bank of the Wisłoka River, there was a large concentration of Polish troops, which were crossing the river by a wooden bridge. Our company was ordered to protect the crossing. We took up defensive positions on the outskirts of a village, whose name I do not remember. Throughout the day we defended the village, and when in the evening all the wagons crossed the river, we began to retreat from our positions. While we were still on the left bank, the bridge was blown up by our troops. We swam across and continued to retreat along sandy roads through the forests until we reached Stalowa Wola, then Nisko, and then the River San.

We then crossed the bridge over the San River to the village of Ulanów. In the woods outside Ulanów, our troops regrouped, and we stayed there for about a day and a half. In the evening, we marched further east to the village of Aleksandrów. In the vicinity of the Aleksandrów village, on the edge of the forest, we took up our positions in preparation for the attack. At dawn, after our artillery prepared to fire, we advanced to attack the German positions, which were located in the village three kilometers away.

We had to cross the Tanew River during the attack, which was heavily bombarded by enemy artillery and covered by heavy machine gun fire from a distance. Around 5 pm, we took the village by force. After capturing the village, my squad was designated to cover the left flank of the village. We managed to hold this village through the night. On the next day, we received an order to withdraw into the forest to the new positions. After a short break, we marched further east. We passed through Górecko Kościelne, heading for the town of Krasnobród. When we reached Krasnobród, the town was bombed and burnt. Many charred human bodies were scattered around. We continued to march along sandy and forest roads in the direction of Tomaszów Lubelski. In the forests before Tomaszów Lubelski, there were a large number of our soldiers. Tomaszów had already been occupied by the Germans. On September 20th, our army tried to break through to the east, attacking Tomaszów. It has turned out to be impossible. That day, in the noon hours, General Mond, commander of the Polish 6th Army, decided to give up further fighting and gave the order to surrender. After finding the situation hopeless, we retreated back to the forest in front of Tomaszów, where we buried our weapons along with the ammunition and headed west. It was the evening of September 20th, 1939. The Germans concentrated all the prisoners of war in the forest near Krasnobród, surrounded them with a cordon and left them there overnight. On the next day, at dawn, together with three of my friends, I decided to escape from captivity, and we managed to accomplish that. Walking mostly through the woods, we headed west and reached the San River near Rudnik. Because we considered further travel in uniforms to be impossible, we swapped our uniforms for civilian clothes and crossed the San River. We arrived in Tarnów. We arranged passes for ourselves and took a train, which carried a transport of our prisoners, to Płaszów, from where we reached Kraków. In Kraków we had a chance to say goodbye to two friends who lived there. With the other one, who was from Lubiąż, we went home on foot. On the 28th of September, I was already in Chełmek. I found my house burnt down. Thankfully, no one from the family has been killed. Such was the end of my war story in 1939.

For meritorious and long-term engagement in the veterans' movement, at the request of the Board of ZBoWiD in Bielsko-Biala, by the resolution of the State Council of September 10th, 1986, I was decorated with the Order of Polonia Restituta Fifth Class, the Knight's Cross.